poniedziałek, 21 października 2013

Reggio Calabria

To niesamowite, że tu nadal trwa lato! Codziennie rano budzi mnie słońce, a kładzie spać blask księżyca w morzu...
Ale czas powiedzieć trochę brzydkiej prawdy o Włoszech. Może i krajobrazy są piękne, roślinność bujna, kwiaty kolorowe, morze ciepłe i przejrzyste... ale na każdym kroku śmierdzi!!! Jest niesamowicie brudno i śmierdzi, śmierdzi i jeszcze raz śmierdzi. Co jak co, ale ten fakt męczy mnie niesamowicie. Jedyny plus z tego taki, że jak idę biegać to muszę biec szybciej, żeby nie udusić się od brzydkich zapachów- głównie śmieci. Plaże po sezonie brudne i też śmierdzące... Mieszkańcy nie segregują śmieci, a przez wysokie temperatury w ciągu dnia wszystko gnije i wydziela tą okropną woń. Inna sprawa, że po piątku i sobocie, kiedy to wszyscy wychodzą na spotkania, do barów, klubów, kina, a przede wszystkim żeby się pokazać, ubrani elegancko, że aż wstyd przemknąć obok nich w stroju sportowym, na ulicach zostaje syf: chusteczki, serwetki, papierki po fastfoodach, opakowania po różnych rzeczach, resztki jedzenia...



Ale dość narzekania. Przejdę do konkretów.
Na wyprawę do Reggio Calabria ekipa nam się posypała z samego rana, bo... zapowiadali przelotne deszcze. Pogoda jednak była przepiękna, słońce grzało, a delikatny wiaterek chłodził ciało. Ostatnio pisałam, że za chłodno na kąpiel. Wręcz przeciwnie! Woda u brzegów Kalabrii była idealna!!! Aż nie chciało się z niej wychodzić. Już od początku wycieczka była ekscytująca, bo musieliśmy przeprawić się łodzią, co wyjątkowo dobrze zniosłam. Nie obyło się bez panicznego śmiechu i łez w oczach ze strachu przed złym samopoczuciem. Sama Kalabria? Miasto jak miasto. Ciężko się po nim poruszać, bo jest pełne jednokierunkowych, małych uliczek i znajduje się na terenie bardziej górzystym niż Mesyna, tak więc poza Lungo Mare wszędzie jest pod górkę. Włosi jednak pomyśleli i w jednym miejscu zbudowano ruchomy chodnik, który łączy kilkanaście równoległych do siebie uliczek, znajdujących się na różnych poziomach. :) Jest to chyba jedyna atrakcja w okolicy :p



Poza tym charakterystyczne są schody, łączące kolejne poziomy miasta.



I kilka obrazków...

 Castello Aragonese. Jeden z symboli miasta.

Santuario di San Paolo

Fragment Lungo Mare. Gdyby nie palmy, to przypominało by to w Sopocie czy innej naszej polskiej nadmorskiej miejscowości


Co mnie zdziwiło, to ilość spotkanych ludzi z Rosji i Białorusi mających swoje sklepy, bary w Kalabrii. W jednym jedliśmy kebaba, bo wszystko było pozamykane. W końcu to niedziela. Jednak to coś małego w picie, z mięsem, "gotowanymi" warzywami i ostrym sosem zbytnio nie przypominało kebaba, a jak za cenę 3,50 euro wywołało u nas dużo śmiechu.


I w końcu udało mi się zjeść lody, takie na które czekałam z utęsknieniem od zeszłorocznych wakacji! Pełne smaku, delikatne, rozpływające się w ustach, dające ogromną przyjemność i satysfakcję z jedzenia ich, będące warte każdej ceny! Na szczęście nie mieszkam w Kalabrii, bo bym je jadła codziennie. A bar z tymi pysznościami prowadziła kobieta z Mińska!

Na deser zaserwuję Wam trochę kwiatków :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz