piątek, 18 października 2013

Anioły istnieją...

W ostatnim czasie trochę się działo. Ustaliłam w końcu przedmioty, które będę studiować, poznałam nowych ludzi, próbowałam nowych rzeczy. Pogoda nadal dopisuje, ale około 17 mimo 20 kilku stopni jest już za chłodno na kąpiel w morzu. :(


Dowiedziałam się, że wieża w Torre Faro jest wysokości naszego Pałacu Kultury i Nauki! Patrząc na nią, nie powiedziałabym. Może dlatego, że jest smukła i nie tak monumentalna jak PKiN. Po co ona w ogóle? Kiedyś służyła jako łączący linie elektryczną (czy coś w tym rodzaju) między Mesyną a Kalabrią, gdzie jest druga taka sama wieża. Obecnie kable te znajdują się w dnie morza. Woda niestety nie sprzyja już dłuższym kąpielom. Powiedziałabym, że jest jak ciepły Bałtyk. Do tego odstraszają meduzy, które niestety dotkliwie parzą. Ta po lewej to przykład tutejszej, a te po prawej są w Bałtyku i nie robią krzywdy. Poparzenie meduzą kolega porównał do ugryzienia osy. Nieprzyjemne, ale da się żyć. Ślad został jak po ugryzieniu końskiej muchy- spore bąble i zaczerwienienie skóry wokół. No i do tego dokuczliwe delikatne pieczenie. Mnie na szczęście nie uraczyły swoim dotykiem ;), ale jak zauważyłam dwie, pływające w pobliżu to z krzykiem wybiegłam z wody, jak to ja.












Poszłam na próbę na trening z l'arrampicata, czyli wspinaczki. Jak byłam młodsza ścianka wspinaczkowa zawsze sprawiała mi frajdę, więc pomyślałam- czemu nie. Zajęcia zaczęły się od rozgrzewki- chwila truchtu, trochę skipów A, przysiady z podskokami. Potem ćwiczenia dynamiczne z ciężarkami na mięśnie kończyn i sporo ćwiczeń na mięśnie brzucha i pośladków. W końcu po prawie miesiącu nic nie robienia poczułam, że żyję! Po 30-40min rozgrzewki poszliśmy na ściankę. Nie była wysoka (2-3m). Instruktor polecił zrobić jeszcze kilka ćwiczeń już na ściance na wzmocnienie rąk i mięśni grzbietu. Strasznie bolały mnie palce. Niemożliwym dla mnie jest utrzymywać ciężar ciała praktycznie tylko na nich. Później zaczęliśmy się wspinać, przechodzić ze ścianki na ściankę. Dla mnie był to fun, inni ćwiczyli technikę. Obserwowałam koleżankę, która trenuje wspinaczkę ze 2 lata. W jej wykonaniu było to jak taniec! Ruchy płynne, delikatne, nie było widać, że mocuje się ze skałkami. Nie sądziłam, że jest to aż taka sztuka! Poznałam na tych zajęciach Włoszkę, która dosłownie spadła mi z nieba. Skończyła ten sam kierunek studiów, na którym ja jestem, była na Erasmusie w mojej uczelni macierzystej, jest zakochana w Polsce i jak tylko ma okazję to przyjeżdża na wakacje, no i co najważniejsze, zna środowisko koszykarskie tutaj w Mesynie, nawet jej mama gra w koszykówkę! :) Poczułam się jakby ktoś tam u góry wysłuchał moich próśb ;) Zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie. Jestem dobrej myśli. Zmykam pobiegać!

na podsumowanie i zachętę do ćwiczeń

1 komentarz:

  1. ja bym bardzo chciała zacząć uprawiać jakiś sport, ale nie wiem jaki i nie wiem od czego zacząć, nie wiem jak. nigdy nie byłam szczególnie aktywna. wydaje mi się też, że nie mam czasu.. a to tylko kwestia organizacji. ale prima via ardua est :) może w końcu mi się uda.

    OdpowiedzUsuń