środa, 20 listopada 2013

bo są takie dni...

Miałam nie umieszczać wylewnych i osobistych postów, ale blog miał mówić o życiu na Erasmusie tudzież wydaje mi się on adekwatny. Otóż są takie dni kiedy czuję się jak igła w stogu siana, zagubiona, samotna, zapomniana. Mimo iż mogę spędzać czas ze współlokatorkami, preferuję zostać sama w swoim pokoju, bo na przykład nic nie zrozumiałam dziś na uczelni, wszystko wydaje się takie trudne i mam już dość słuchania wszystkiego po włosku, bo wiem, że ja mam do domu dalej niż one, czuję się "inna", one mimo iż są z różnych miast, zawsze są u siebie, w swoim kraju, mają tu swoich znajomych, z którymi mogą spotkać się w niemal każdej chwili... Dopiero wychodząc z innymi Erasmusami zaczynam się dobrze bawić, odczuwając ich wsparcie, gdyż znajdują się w takiej samej sytuacji jak ja. Dopiero przy nich się otwieram i przestaję się wydawać niemiła, zamknięta w sobie i zdystansowana. Najgorsze jest kiedy czekasz, aż ktoś z bliskich ci lub znajomych osób napisze, zapyta co słychać, a wszyscy milczą, nikt nie napisze, nikogo nie ma na facebooku którego tak godzinami śledzę bezproduktywnie, a jak ja się odezwę do kogoś to odpowie na przykład jednym zdaniem lub słowem i na tym kończy się rozmowa. Mogę pomyśleć, że ma dużo obowiązków życia codziennego albo że nie tęskni, nie myśli, że zapomniał, albo po prostu nigdy nie byliśmy dobrymi znajomymi a tylko kolegami mijającymi się na uczelni, w pracy, na mieście... Mimo iż wyjechałam, obowiązków mi nie ubyło, a wręcz przybyło: dbanie o porządek w mieszkaniu, gotowanie, pilnowanie swoich interesów, bo nie mam tu nikogo kto pomyśli za mnie, kto podpowie, doradzi, uczenie się, uczęszczanie na uczelnię... Zmieniła się moja perspektywa patrzenia na życie, na świat podczas gdy tych co nie wyjechali pozostała ta sama. Więcej myślę, zastanawiam się, kiedy oni w tym samym czasie toczą normalne życie nie odczuwając większego braku jednej osoby, bo reszta otoczenia pozostała bez zmian.
Pragnę podkreślić, że ten post nie ma na celu wywołać w kimkolwiek wyrzutów sumienia, czy też negatywnej reakcji, bo są osoby, które mnie wspierają mimo iż od niektórych z nich nawet tego nie oczekuje i to wręcz ja okazuję brak czasu i zainteresowania ;) , a jedynie ma na celu pokazać z iloma wewnętrznymi problemami spiera się osoba na obczyźnie. Rozmawiałam z dziewczyną z Niemiec, która przeżywa to samo. Próbuje się skontaktować z dobrą koleżanką, zrobić wideo-rozmowę, a tamta nigdy nie ma czasu. Dla nas, mogłoby się wydawać, błahe rzeczy jak wejście na skype, stają się czymś ogromnym i przynoszą wiele radości, kiedy dla innych pozostają zwykłą rozmową, na którą tak ciężko znaleźć pięć minut.
Życzę wszystkim dobrej nocy :):)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz